Ktoś, kto przed rozpoczęciem weekendu w Singapurze postawiłby na zwycięstwo Ferrari, zapewne zostałby uznany za kiepskiego fachowca od Formuły 1 i jest to chyba najłagodniejsze określenie. Ostatnie dwa wyścigi na torach Spa i Monza zakończyły się co prawda zwycięstwami Charlesa Leclerca, zresztą pierwszymi w jego karierze, ale wiadomo od dłuższego czasu, że Ferrari dominują na szybkich torach, gdzie liczy się duża moc silnika i niski opór aerodynamiczny, a kręty, techniczny uliczny tor w Singapurze zdawał się faworyzować Mercedesa i Red Bulla.